Jak ważną
rzeczą - szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy trudno już
kogokolwiek czymś zaskoczyć - jest dobry pomysł.
Na koncert, który odbył 26 stycznia 1998 r. w Teatrze Rozrywki
w Chorzowie, złożyło się ich kilka. Najważniejszy, to chyba
ten dotyczący formy: kolęda jako temat do improwizacji.
Trio Andrzeja Jagodzińskiego wydało płytę z kolędami już w
1994 r., zaskakując sposobem ich opracowania. Moje skojarzenie
posunięte jest może dość daleko, lecz przywodzi mi na myśl
opracowania chorałów przez J.S. Bacha, w których czasem trudno
jest wysłyszeć od razu właściwą melodię chorału, tak
rozbudowana jest jego struktura. Podobnie jest właśnie w
kolędach granych przez Trio A. Jagodzińskiego, które
rozpoczęło poniedziałkowy koncert. Wytrawny,
"rasowy" jazz w tym wykonaniu (oczywiście kolęda)
zapowiedział od razu, że wieczór będzie pełen wrażeń.
Kolejny pomysł pojawił się na scenie zaraz po pierwszym
utworze - to pomysł Grażyny Auguścik i Urszuli Dudziak, żeby
śpiewać razem. W dalszym ciągu słuchaliśmy kolęd, nadal
też były one "zakamuflowane" aż do momentu, w
którym wchodził "vocal właściwy" z prostą melodią
znaną wszystkim od kołyski...
W duecie na pewno nie śpiewa się łatwo, zwłaszcza gdy
spotkają się dwie indywidualności. A jednak te dwie
wykonawczynie świetnie się uzupełniają. Urszula Dudziak,
eksplodująca energią, tonowana jest przez spokojniejszą (choć
chwilami tylko pozornie) Grażynę Auguścik. Może nie
najszczęśliwiej brzmiały fragmenty śpiewane unisono ?
wokalistki dysponują dość różną od siebie barwą głosu;
poza tym jednak obie panie wykorzystują swoje możliwości
wokalne zadziwiając co chwilę czymś nowym, chwilami wręcz
szokującym.
Urszula Dudziak znana jest z tego, że traktuje swój głos jako
instrument, również barwowo. Okazało się, że partnerka nie
ustępuje jej na tym polu. Bardzo spodobał mi się jak gdyby
"pojedynek na głosy" scatem, jaki usłyszeliśmy w
kolędzie śpiewanej a cappella
"Przybieżeli do Betlejem", a także wykonywanym na
bis, również bez akompaniamentu, Mazurku F-dur F. Chopina.
Było też "na góralską nutę" w wykonaniu Grażyny
Auguścik, która przedstawiła się jako "góralka ze
Słupska", jednakże wstęp do "Oj Maluśki", w
którym kontrabasista Adam Cegielski sięgnął po smyczek,
zabrzmiał bardzo stylowo.
Harmonicznie najbardziej zdumiała mnie wersja mojej ulubionej
kolędy "Wśród nocnej ciszy". Takiego
"odejścia" od tonacji, do których jesteśmy od
dzieciństwa przyzwyczajeni jeszcze nie słyszałam, a więc
kolejny pomysł...
Znakomita była też kolęda "Pójdźmy wszyscy do
stajenki" w rytmie... bossanovy! Zaskakujące zwroty
harmoniczne i wielkie solo Marka Napiórkowskiego, który do tego
miejsca stał jakby w cieniu pozostałych wykonawców. A szkoda,
szkoda, że dopiero pod koniec koncertu "rozkręcił
się" i pokazał, chociaż częściowo, co umie. W jego grze
słychać dobre wzorce, tak w barwie jak i w technice (chyba lubi
George'a Bensona...) Wypowiedź Urszuli Dudziak o jego grze, to
właśnie kwintesencja: gra pięknie.
Koncert zakończyło wspólne "Lulajże Jezuniu"
zaśpiewane znów a cappella przez artystki wraz z
publicznością. Sprawiło to, że nastrój świąt Bożego
Narodzenia, które już dość dawno się skończyły, ożył na
nowo.
W czasie przerwy i po koncercie można było nabyć płyty z
nagraniami wszystkich wykonawców biorących w nim udział,
również tę z kolędami. Jeszcze więc kilka słów na temat
płyty. Jest dużo spokojniejsza od tego, co słyszeliśmy na
koncercie, nie tak stricte jazzowa. Mnie osobiście brakuje w
niej tej oprawy, jaką tego wieczoru dał całości Andrzej
Jagodziński fortepianu dającego podstawę brzmieniową i duże
rozszerzenie możliwości harmonicznych... Jednakże to tylko
moje odczucie i nie sądzę, aby znalazł się ktoś, kto tym
zakupem nie będzie usatysfakcjonowany.
Kolędy polskie pojawiają się na rynku fonograficznym w coraz
to nowym ujęciu, nie wiadomo więc, co nas jeszcze na tym polu
czeka, ale opisywany tu skład zrobił bez wątpienia rzecz
bardzo ciekawą i zrobił ją bardzo dobrze.
AGNIESZKA
ANTONIK
|